„Kowalski wrócił padnięty z pracy. Zjadł kolację i usiadł przed telewizorem po dwunastogodzinnym dniu spędzonym poza domem. Każdy dzień jego życia wyglądał właśnie w ten sposób: stały, niezmienny od paru ładnych lat. Praca, powrót do domu, kolacja, telewizor, sen. To powtarzało się w jego życiu jak swego rodzaju mantra.

Czuł się pusty w środku. Znudzony monotonią, zły na szefa, który nie dał mu podwyżki – a przecież tak się starał! Zdenerwowany na powolną jazdą w korkach, przez którą spóźnił się tego dnia do pracy. Uważał się za pracoholika. Chlubił się tym. Jednak jego żonie i dzieciom to nie odpowiadało.

Nagle. Nastała błoga cisza. Telewizor grał, ale głośniki jakby wysiadły. Kowalski zatopił się głębiej w fotelu. Zaczynał przysypiać. Wtem…

Zerwał się na równe nogi. Stanęła przed nim postać młodego, uśmiechniętego mężczyzny w starym ubraniu, jakby nie z tej epoki. Postać nic nie mówiła. Ta cisza zaczęła przerażać Kowalskiego.

„Co się z tobą dzieje?” – zapytał łagodnym, niezwykle spokojnym głosem Młody Mężczyzna. W tym momencie pracoholik zmienił swe uczucia. Opuściło go zdenerwowanie jak ręką odjął. Pauza pomiędzy pytaniem a odpowiedzią trwała dobre kilka minut.

„Nie wiem, co ze sobą zrobić. Wypełnia mnie pustka. Umiem tylko pracować. Zachowuję się jak koń wyścigowy. Nie potrafię cieszyć się życiem. Jeśli możesz, naucz mnie tego!”

Młody Mężczyzna wyglądający na jakieś 30 lat jeszcze raz się łagodnie uśmiechnął.

„Kim jesteś? Przed nikim się jeszcze tak nie otworzyłem. Komuś musiałem się zwierzyć. Nawet w takim małym stopniu…”

„Pójdź za mną” – usłyszał w odpowiedzi.

Obaj zaczęli się unosić w powietrzu. Ponad miastem. Rozjaśniło się błyskawicznie. Nagle znaleźli się nad budynkiem znajomym Kowalskiemu. Zobaczył siebie samego za komputerem ze stertą papierów na biurku. Dach wydawał się nie istanieć. Na ścianie wisiał kalendarz.

„24 maja. Przecież to dziś! Cofnąłem się w czasie?”. Na tak postawioną uwagę Młody Człowiek skinął głową. Obok latały owady i ptaki. Ale jakoś inaczej. Jakoś… radośniej niż zwykle. Na ziemi w pobliskim lesie Kowalski dostrzegł jelonka. Było prawdopodobnie w okolicach godziny dwunastej. Słońce niemiłosiernie przygrzewało… wróć! Słońce przyjemnie przygrzewało.

Poczuł promienie ciepła na swym policzku. Zamknął oczy i rozłożył ręce w znak T próbując się przeciągnąć. „Piękny jest ten świat. Jak wspaniały musi być ktoś, kto to stworzył”.

W jego głowie pojawiła się myśl. Wydawało się, że było to zdanie wysłane przez Młodego Człowieka. Jakby umiał wchodzić w czyjeś myśli i w ten sposób się porozumiewać. „Nareszcie to odkryłeś. Lepiej późno niż wcale…”. Kowalski się zaśmiał.

Wszystko zaczęło się rozmywać. Buchnęło pięknym, białym i jasnym światłem. Młody Mężczyzna zniknął. Kowalski siedział zamroczony w swoim pokoju. Dochodził do siebie. Popatrzył na zegarek. 23:23.

Właśnie tę godzinę i tę minutę widział ostatni raz przed niespodziewanym spotkaniem. To nie mógł być sen. Nie trwałby tak krótko. Ale czy to mogło dziać się naprawdę? Logika podpowiada, że nie.

Do dzisiaj Kowalski nie umie tego jednoznacznie wytłumaczyć. Pozostało wspomnienie, które zmieniło jego życie na lepsze. Skrócił godziny pracy i jednocześnie awansował. Dlaczego szef się zgodził na jego żądania? Nie wiem. Zaoszczędzony czas został przeznaczony na odpoczynek, kontakt z rodziną, kształcenie się z zakresu swojej pracy i pasji. A także na zgłębianie wiedzy o wierze i psychologii.

Różni ludzie różnie odbierają tę opowieść. Jednak ma swoją pointę. Możesz się podzielić Swoimi przemyśleniami na tym blogu?

Tags